Jak wygląda wizyta u fizjoterapeutki uroginekologicznej Anki Zemlik-Franz.

Nietrzymanie moczu, bolesne miesiączkowanie czy współżycie, albo trudności z zajściem w ciążę, to problemy zdrowotne, w których rozwiązaniu może pomóc fizjoterapia uroginekologiczna. Jednak wizyta u specjalistki często nie jest naszym pierwszym wyborem, bo wciąż jest to mało popularna praktyka. Zamiast tego tułamy się od ginekologa do ginekologa, często tracąc nadzieję na „normalne życie”. 

Trochę na potrzeby stworzenia tego materiału, ale też w dużej mierze kierowana własną ciekawością postanowiłam odwiedzić gabinet Anki Zemlik-Franz. Krok po kroku, opisałam dla Was przebieg całej wizyty.

Zapisanie na wizytę

Namiar na Ankę dostałam od naszej wspólnej znajomej, także byłam spokojna, że trafię do dobrej specjalistki. Jeśli jednak nie mamy „polecajki”, warto poczytać sobie opinie, przez wybraniem odpowiedniej dla Was fizjoterapeutki. 

Na wizytę zapisałam się mailowo. Szybko otrzymałam odpowiedź, a dzień przed spotkaniem dostałam SMS przypominającego o wizycie.
Nie wiedziałam, czy mam się jakoś przygotować, ale wyszłam z założenia, że pewnie zostałabym uprzedzona o takiej konieczności.

Gabinet

Miejsce, w którym przyjmuje Anna, jest niewielkim gabinetem mieszczącym się przy ul. Zakładowej we Wrocławiu i nosi wdzięczną nazwę „Mamy Ciało”. Wspaniała gra słów, zwłaszcza że sporą grupę odwiedzającą gabinet Anki są kobiety w ciąży lub po porodzie. Jakby nie patrzeć są to przecież największe wyzwania dla naszych mięśni dna miednicy.

Jak wygląda wizyta u fizjoterapeutki uroginekologicznej?

Anka przyjęła mnie punktualnie. Podczas wizyty asystowała nam stażystka, która na początku się przedstawiła i wyjaśniła, że się uczy i jeśli jej obecność jest dla mnie krępująca, to oczywiście może wyjść. Nie czułam się skrępowana, także siedziałyśmy sobie w trójkę.
Na stronie Anny doczytałam, że wizyta trwa około godziny i trochę nie wyobrażałam sobie, co można przez godzinę robić w kontekście mięśni dna miednicy… Jakże się myliłam. 

Wywiad

Spotkanie zaczęło się od bardzo szczegółowego wywiadu. Przebieg ciąży, poród, jak przechodzę okres, czy odczuwam ból podczas stosunku itd. Potem, Anka pokazała mi trójwymiarowy model mięśni dna miednicy, zaczęła wyjaśniać, jak one działają i co możemy zaobserwować, jeśli działają nieprawidłowo. I to był moment oświecenia — jakby spłynęła na mnie życiowa mądrość, którą powinnyśmy otrzymywać w szkole, zamiast zakuwać budowę pantofelka. Ile z nas byłoby szczęśliwszych, gdybyśmy nie musiały słuchać lekarskiego bełkotu „taka pani natura”, tylko faktycznie wiedziałybyśmy, jak działa nasze ciało, dlaczego zwijamy się z bólu podczas okresu i jaką profilaktykę stosować.

Pierwsza część badania „zewnętrzne”

Następnie nadszedł czas badania. Badanie u fizjoterapeutki różni się od ginekologicznego. Przede wszystkim fizjoterapeutka nic nie ogląda, tylko dowiaduje się wszystkiego, dotykając nas w różnych miejscach.
Na początku położyłam się na boku i Anka, prowadząc ze mną luźną rozmowę, naciskała mi różne punkty, a to na plecach, a to na pośladku i reagowała na moje „ała!” Już z tego była wstanie powiedzieć że np. dużo pracuję w pozycji siedzącej. Ta część badania była bardzo przyjemna. Mimo kilku „ała” czułam się bardziej jak na masażu niż badaniu. Następnie Anka poprosiła mnie o rozebranie się od pasa w dół. Zostałam poinstruowana, że jeśli mam ochotę, to mogę założyć jednorazową „spódniczkę”, która, mimo że była lekko prześwitująca zapewniła, że nie czułam się za bardzo obnażona.

 


Pora na badanie palpacyjne 

Leżę na kozetce w mojej nowej szałowej kiecce. Najpierw zostałam poproszona o kaszlnięcie, żeby sprawdzić, czy moje MDM prawidłowo reagują, następnie Anka spytała, czy jestem gotowa na badanie wewnętrzne. 

„Jestem gotowa, zapraszam ;)” 

Fizjoterapeutka podczas badania ma założone rękawiczki wysmarowane dodatkowo żelem, aby zadbać o Wasz komfort i obustronne bezpieczeństwo.

Przez cały czas badania Anka tłumaczyła co sprawdza, jakiego miejsca dotyka i mogłam sobie wszystko zwizualizować, patrząc na trójwymiarowy model. Potem zostałam poproszona o wykonanie kilku spięć i rozluźnień moich MDM. Moje napinki zostały sprowadzone do jakiegoś ciągu cyferek i skrzętnie zanotowane. Następnie mogłam się pójść ubrać.

Rozmowa, diagnoza, moje pytania

Kiedy już ubrana wróciłam do gabinetu, Anka rozwiała atmosferę tajemnicy, tłumacząc mi dokładnie znaczenie ciągu cyfr. Na każdym etapie byłam pytana, czy na pewno wszystko rozumiem, a jak nie rozumiałam, to czułam się na tyle komfortowo, że zadawałam wszystkie nurtujące mnie pytania. 

Dostałam zadanie domowe — jedno polegało na uciskaniu konkretnego miejsca co 4 dni na około 30 sekund, drugie natomiast aby siadać na miękkiej piłeczce 3 razy dziennie na 2 minuty. Trochę nie mogłam uwierzyć, że takie lekkie ćwiczenia mogą cokolwiek zmienić, ale jak to powiedziała Anka, jeśli chodzi o MDM, to mniej znaczy więcej! Co wiele mówi o subtelności tej części ciała i delikatności, z którą powinnyśmy do niej podchodzić.

No i tyle moje drogie! Nic nie bolało, było profesjonalnie, komfortowo a momentami nawet zabawnie. Polecam serdecznie odwiedzać fizjoterapeutki uroginekologiczne i dbać o nasze MDM no bo co tu dużo mówić — śmiało pokuszę się o tezę, że są jak portal życia, seksualności i kobiecej siły!